W zdrowym ciele zdrowy duch

Wróciłem ostatnio do regularnej aktywności fizycznej po dłuższej przerwie. I to na tyle długiej, że zdążyłem się nieco „zapuścić” w międzyczasie. Czym to było spowodowane i dlaczego do tego w ogóle dopuściłem? W telegraficznym skrócie: w październiku ubiegłego roku złamałem nogę, przez 1,5 miesiąca nosiłem gips, potem przez kolejne kilka tygodni uczyłem się chodzić od nowa i pracowałem nad przywróceniem jakiejkolwiek ruchomości w stawie skokowym. Jednak rehabilitacja to jedno, a wpływ psychiczny, jaki wywarła na mnie ta kontuzja to drugie. W momencie, gdy okazało się, że nie jestem w stanie wykonywać większości ćwiczeń z treningów CrossFitu (mój zakres ruchu był na tyle ograniczony, że nie było mowy o żadnych przysiadach, bieganiu, ciężarach, skakaniu, zeskakiwaniu, etc.), podjąłem decyzję, że to wszystko pieprzę. Nie miałem ochoty nakręcać się negatywnie i denerwować na siebie, że nie mogę czegoś zrobić, więc postanowiłem tego nie robić w ogóle. Nie mam zamiaru teraz oceniać faktu czy to była dobra decyzja. Skoro ją podjąłem, to na tamten moment była najlepszą, jaką mogłem podjąć, inaczej bym tego nie zrobił.

Niby coś, a jednak nic

Oczywiście to nie było tak, że odpuściłem całkowicie ze wszystkim i zacząłem leżeć na kanapie z piwem w ręku, oglądając durne programy w telewizji. Starałem się pracować nad poprawianiem zakresu ruchu w kostce, a okazjonalnie trenowałem w domu kalistenikę – skoro noga odmawiała posłuszeństwa, to mogłem chociaż skupić się nad plecami, ramionami, klatą i brzuchem. Jednak o intensywności znanej z WODów mogłem zapomnieć, więc ostatecznie treningi były dość spokojne/statyczne (nawet jeśli odczuwałem po nich spore zmęczenie). A w zestawieniu z pochłanianiem dużych ilości jedzenia, okazało się, że mam dodatni bilans kaloryczny, co oczywiście przyniosło dość szybkie i zauważalne efekty w postaci odstającego brzucha i ogólnego spadku „masy” (mam tu na myśli mięśnie. Wiele osób mi powtarzało, że schudłem, ale nie traktowałem tego w żaden sposób jako komplement – po prostu mając kilkumiesięczną przerwę od CF spadła mi masa mięśniowa i stałem się „węższy”. Przy tym wszystkim jednak brzuch stawał się większy, więc nie był to cel, który chciałem osiągnąć). Poza tym coraz częściej pozwalałem sobie na jedzenie śmieciowego żarcia („bo miałem ochotę”), zacząłem pić dużo więcej piwa, paliłem (to akurat nie było związane z tą przerwą, bo do palenia wróciłem rok wcześniej, przy okazji innych okoliczności) i w ogóle #tragedia. Patrzyłem na siebie i nie wierzyłem, że jestem aż tak głupi, że powróciłem do wszystkich złych nawyków sprzed lat. Gdy M. zaczęła mi zwracać uwagę na mój wygląd, postanowiłem, że jednak czas się ogarnąć.

Będę biegał

Po 6 miesiącach przerwy (od zdjęcia gipsu) noga pozwalała mi już wykonywać większość ćwiczeń bez większych problemów, chociaż zakres ruchu ciągle był mocno ograniczony, a kostka bolała przy zbyt intensywnej pracy. Postanowiłem, że zacznę biegać, bo była to jedyna forma ruchu podczas której noga „dawała radę”. I w ten sposób zakiełkowała mi w głowie myśl, aby spróbować ponownie przebiec maraton. Był koniec kwietnia, więc do Maratonu Warszawskiego w ostatni weekend września miałem 5 miesięcy przygotowań – założenie i osiągnięcie celu jak najbardziej realne. Wygenerowałem sobie plan treningowy i zacząłem biegać.

Potrzebuję intensywności, ciężarów i gimnastyki

Po nieco ponad 2 miesiącach stwierdziłem jednak, że samo bieganie jest zbyt monotonne i zbyt odległe od celów, które kiedyś sobie postawiłem – no, bo przebiegnięcie maratonu jest jednym z nich, ale siła, kondycja i sylwetka budowane na CrossFicie są celem podstawowym i nadrzędnym. Postanowiłem więc wrócić do boxa i przeplatać plan treningowy pod maraton z WODami. Z czasem okazało się, że większość treningów biegowych pomijam, bo najzwyczajniej w świecie mi się nie chce i po prostu raz na jakiś czas staram się zrobić jakieś dłuższe wybieganie. Nie bierze się to znikąd – CrossFit na tyle wszechstronnie wzmacnia, że przebiegnięcie 5-15 km bez przygotowania biegowego nie stanowi żadnego problemu (wszystkie życiówki w bieganiu na dystansach 1-20 km zrobiłem właśnie podczas trenowania CrossFitu). Dlatego teraz będę dorzucał czasem biegi na 20-35 km i tyle. Mam cel na maraton, aby ukończyć go poniżej 4 godzin, ale nie spinam się i jeśli się nie uda, to cóż – mówi się trudno.

Poprawa samopoczucia, wyglądu, kondycji

W związku w powrotem do regularnych treningów CF i okazjonalnego (już) biegania, trafiłem ponownie na prawidłowe tory. Staram się jeść z głową i zwracać uwagę na jakość posiłków (ale bez restrykcyjnego pilnowania wszystkiego), rzuciłem palenie, ograniczyłem alkohol (a docelowo w planie mam jego całkowite wykluczenie), zacząłem zwracać uwagę na długość i jakość snu. Jednym słowem zmobilizowałem się do pracy nad sobą i już widzę efekty tych działań.

  • Nie mam zadyszki ani nie duszę się przy wzmożonym wysiłku (np. podczas robienia burpeesów czy sprintu) tak jak podczas okresu, gdy paliłem.
  • Moja sylwetka ponownie zaczyna zmierzać w kierunku, który kiedyś obrałem – brzuch zaczyna mieć delikatnie widoczny zarys mięśni (tzn. mięśnie są od lat, ale zawsze były przysłonięte :P), ramiona są bardziej wyrzeźbione, twarz smukła, a na przedramionach, łydkach i barkach zaczynają się czasami pojawiać żyły. To w dużej mierze również zaleta ograniczenia ilości spożywanego alkoholu.
  • Powoli powraca mi siła i wytrzymałość, którą budowałem przed złamaniem nogi. Z tą różnicą, że teraz więcej uwagi skupiam jednak na ćwiczeniach gimnastycznych niż samym dźwiganiu ciężarów – daje mi to więcej satysfakcji i pozwala kontrolować swoje ciało.
  • Staram się ograniczać ilość śmieciowego żarcia, wykluczam zbędne potrawy/produkty ze swojego menu, zwiększam spożycie warzyw i owoców. W ogóle ostatnio mam jakąś fazę na wege i często zdarza mi się jadać obiady bez mięsa. I czuję się z tym naprawdę dobrze :)
  • Staram się sypiać co najmniej 5-7 godzin i – w miarę możliwości – rozpoczynać dzień od treningu CF. To daje bardzo dobrą dawkę energii i pozytywnego nastawienia na cały późniejszy dzień w pracy. A przy okazji pozwala zaoszczędzić trochę cennego czasu późnym popołudniem i/lub wieczorem.
  • Zacząłem dorzucać do swojej aktywności fizycznej pływanie na basenie – nie dość, że jest to bardzo przyjemna forma spędzania czasu, to przy okazji też potrafi nieźle dać w kość. Po maratonie planuje już wyłącznie trenować CF i pływanie.

Wnioski

Wniosek jest prosty – warto dbać o siebie, o to, co się robi, co się je i jak się spędza czas. Bardzo łatwo jest wkroczyć na grząski grunt lenistwa, ale (może poza chwilowym spokojem psychicznym) to do niczego dobrego nie prowadzi. Pomyśl o tym w ten sposób: o swój samochód dbasz, oddajesz na przeglądy, naprawy i wlewasz odpowiedni rodzaj paliwa, aby sprawnie funkcjonował. Zacznij traktować własne ciało jak maszynę, która powinna być możliwie jak najbardziej wydajna i efektywna. Jeśli nie będziesz o nią dbać, to raczej trudno będzie osiągnąć dobre rezultaty.

4 uwagi do wpisu “W zdrowym ciele zdrowy duch

  1. Bardzo dobry wpis. Motywuje do ciągłego stawiania sobie nowych celów i zmieniania swoich nawyków. Pokazuje, że nawet po złamaniu kostki i upadnięciu w postanowieniach można do nich wrócić.
    Co do alkoholu to słyszałem, że z jednej strony pomaga bo rozszerza naczynia krwionośne, dzięki czemu szybciej pozbywamy się kwasu mlekowego po treningu, ale że także podnosi poziom hormonu stresu i trzyma mięśnie w „gotowości”, co jest szkodliwe. Więc chyba lepiej z niego zrezygnować i przywitać się z piwem bezalkoholowym ;).
    Co do maratonu, to ogólnie ma Pan dobre założenia (dłuższe wybiegania i trening uzupełniający czyli crossfit), ale wprowadził bym jeszcze interwały. Tak przynajmniej raz w tygodniu kilka dłuższych powtórzeń szybszym tempem np:. 3x3km (tempo i przerwy sam Pan sobie ustali, w końcu zna Pan swój poziom wytrenowania najlepiej) i zakończył bym to krótkim lub średnim wybieganiem.
    Pozdrawiam i życzę powodzenia
    Runnerpawcislaw

    Polubienie

    1. Dziękuję za rzeczowy komentarz. Z alkoholem są podzielone opinie, a nawet jeśli faktycznie miałby jakkolwiek wpływać pozytywnie na proces regeneracji, to mowa tu raczej o jednym piwie po długim biegu, a nie kilkudziesięciu przez cały weekend ;) A to właśnie głównie takie weekendy tak naprawdę psują efekty i uniemożliwiają sprawne realizowanie celów – regularnie pity alkohol szkodzi, w sumie nieważne czy to tylko w weekendy, czy to pół butelki wina co wieczór do kolacji czy może piwo po każdym treningu „dla lepszej regeneracji”. Organizm doskonale sobie poradzi bez alkoholu :)
      Co do interwałów – robiłem je przez jakiś czas podczas początków biegowego planu treningowego, ale po powrocie na CF przeszła mi na nie ochota. Zdaję sobie sprawę, że z pewnością by nie zaszkodziły, ale staram się znaleźć złoty środek pomiędzy bieganiem a CF, a – tak jak wspomniałem w tekście – samym CrossFitem poprawiłem wszystkie wyniki w bieganiu bez biegania. Do 42 km wypadałoby jednak trochę kilometrów wybiegać, bo CrossFit nie przygotuje mojego organizmu na tak długi wysiłek wytrzymałościowy, stąd myśl o dołączaniu dłuższych wybiegań. Czy się sprawdzi? Nie wiem, czas pokaże :) Szybkie bieganie nigdy nie było dla mnie celem, bo jednak budując masę mięśniową i siłę muszę znaleźć jakiś kompromis pomiędzy wynikami osiąganymi w bieganiu, a treningach CF :)

      Polubienie

      1. Kilkadziesiąt piw to czysta przesada, a wręcz jakieś zaczątki alkoholizmu, plus dochodzi kac, który dodatkowo niszczy wszystko. Miałem na myśli oczywiście jedno piwo, a nie jakieś „nieprzypominalne potem imprezy”. Przeczytałem to na wielu serwisach biegowych.
        Ale tak czy tak szkodzi. A jeśli szkodzi, to nie można stwierdzić że jest pomocny. Zgadzam się, że organizm doskonale radzi sobie bez alkoholu.
        CF pomaga Panu poprawić ogólną wydolność, dlatego są też sukcesy w biegach. Zwiększa Pan swój VOMAX, a to pozytywnie wpływa na wszystko.
        Przepraszam, rzeczywiście nie zauważyłem, że szuka Pan kompromisu. W takim wypadku lepiej odpuścić interwały, skoro nawet ich Pan nie lubi, a może jakiś cross bieg, Sądzę że 10-20km urozmaiconego terenu (podbiegi, zbiegi itp) powinno pomóc.
        Pozdrawiam.

        Polubienie

      2. Otóż to, ale jest to dość często występujące zjawisko – „jest piątek, zasłużyłem sobie na odreagowanie cięzkiego tygodnia w pracy”. I w ten sposób imprezuje się z fałszywym usprawiedliwieniem aż do niedzieli. To bez sensu, dlatego teraz wykluczam takie zachowania.
        W sumie nie mogę powiedzieć, że nie lubię interwałów – jak je biegałem, to sprawiały mi przyjemność dużo większą niż monotonne długie biegi :) Tylko po prostu jak mam do wyboru interwały lub trening CF, to wybieram ten drugi trening, bo jest dla mnie bardziej wszechstronny i pomocny :) Grunt, to odnaleźć to, co się najlepiej sprawdza u każdego z nas, bo nie ma przecież złotych środków i rozwiązań uniwersalnych :)

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz